2016 był strasznym rokiem nie tylko dla muzyki, ale i dla całej kultury. Odeszło w nim bardzo wiele gwiazd i możemy mieć tylko nadzieję, że przyszły rok będzie pod tym względem mniej dewastujący. Czas jednak podsumować ostatnie dwanaście miesięcy i rozliczyć się z singlami wydanymi od stycznia do grudnia. Dzisiaj przyjrzymy się najgorszym „hitom”, które były popularne w 2016 roku. By utwór znalazł się na stworzonej przeze mnie liście, musiał pojawić się na notowaniu „Billboard Hot 100” w top 40. Zaczynajmy.

Nie potrafię zrozumieć, jakim cudem niektóre piosenki stają się popularne. Takimi przykładami są SilentoWatch Me oraz ILoveMemphisHit The Quan. Obydwa „przeboje” to rzeczy stworzone na podstawie memów, które nie mają w sobie żadnej wartości artystycznej, ani nawet jakiejkolwiek innej. Ten pierwszy nie posiada nawet zbyt dużej ilości tekstu; to w zasadzie poradnik, jak zatańczyć układ taneczny. Co ten „utwór” robił przez pięćdziesiąt jeden tygodni na liście przebojów, to ja nie wiem. Obydwa nic sobą nie wnoszą i bardzo szybko zostaną zapomniane; tak, jak wcześniej Gangnam Style czy Harlem Shake.

2016 był rokiem powrotów. Dostaliśmy nową Beyoncé, Gwen Stefani czy Metallikę. Nawet Fergie wydała dwa single. Swoje trzy grosze chcieli dołożyć Maroon 5, ale… im nie wyszło. Don’t Wanna Know zawodzi od samego początku: samym podkładem i wokalem. Zwrotka Kendricka jest zbędna, jak w większości jego kolaboracji w tym roku. Trwa ona dokładnie siedemnaście sekund – liczyłem. Która to już błędnie wybrana przez rapera kolaboracja w ostatnich dwunastu miesiącach? Czwarta? Falset Levine’a jest tu irytujący, a bez niego wokalista Maroon 5 niczym się nie wyróżnia. Beat jest mierny, a odgłosy rozpoczynające i kończące utwór są wręcz dziwne. Zostanę przy She Will Be Loved.

Znacie Daye? Śpiewała w przeboju Don’t Let Me Down Chainsmokers (tym czymś, co można było usłyszeć wielokrotnie w telewizji; o samych Chainsmokers wspomnę jeszcze później). Jak się okazało, Daye wydała w październiku płytę, którą promowała singlem Hide Away. Moje pierwsze skojarzenie? Nowa Rebecca Black – niezbyt miłe porównanie. Refren brzmi koszmarnie. Całość wokalnie nie powala, a sam instrumental też nie jest za dobry, o bridge’u już nie wspominając. Ot, typowa popowa piosenka, mówiąca o tym, że nastolatkowie są źli, a dobrzy chłopcy już nie istnieją… Coś mi to przypomina…

… każda dziewczyna potrzebuje dżentelmena, który będzie ją traktował lepiej, niż jej obecny chłopak. Tak przynajmniej twierdzi Shawn Mendes. Treat You Better było hitem wakacji. Nie zaprzeczę też, że wielokrotnie tego słuchałem, do czasu uświadomienia sobie jednej kwestii. Treat You Better to kropka w kropkę poprzedni hit młodego wokalisty — Stitches. Serio, są one zbudowane na tym samym beacie i trójdźwięku, tylko w TYB jest on szybszy. Wystarczy, że sami się wsłuchacie i też to wyłapiecie. Mendes musi również popracować nad występami na żywo, bo śpiewać potrafi, ale widać, że momentami, w szczególności w Treat You Better właśnie, jeszcze sobie nie radzi.

Zostajemy przy młodym pokoleniu. Meghan Trainor nie próżnuje. Przez rok wydała dwa albumy i zdobyła nagrodę Grammy w kategorii „Best New Artist”, udowadniając tym samym, że statuetka ta nic nie znaczy. Thank You, drugi studyjny album Meghan, nie sprzedał się za dobrze, a singiel go promujący tylko się do tego przyczynił. No – bo o tym utworze tu mowa – miał przedstawić słuchaczom dojrzalszą stronę wokalistki. Całość jest stylizowana na wzór muzyki lat dziewięćdziesiątych, co i tak wypada bardzo pokracznie (ten sam zabieg nie udał się już jej przy okazji Dear Future Husband). Podkład jest sztampowy i miejscami nie pasuje nawet do piosenki. Co do tekstu – jestem za propagowaniem kobiecej siły w muzyce, ale było to już robione wielokrotnie, i to o wiele lepiej. Trainor robi to źle, a nie wspomnę tutaj nawet o jej kolejnym hicie — Me Too.

Mieliście kiedyś tak, że po przesłuchaniu pierwszych pięciu sekund jakiejś piosenki mieliście ochotę ją wyłączyć i nigdy więcej do niej nie wracać, a najlepiej o niej zapomnieć? Takie odczucia mam właśnie przy Gold Kiiary. Na moje nieszczęście te pięć sekund to również refren, przez co pojawia się w całości utworu na tyle często, by spowodować u mnie ból głowy. Gdyby nie odczytanie tekstu, nie wiedziałbym, o czym śpiewa wokalistka. Jedyne, co rejestrują moje uszy, to niezidentyfikowany hałas. Właściwy beat to bałagan, który jest mi ciężko w ogóle jakkolwiek określić. Nawet cover Pentatonixów niewiele pomógł. Ogromne nie ode mnie.

Wróćmy do Chainsmokers. Dwóch DJ-ów z Nowego Jorku, Andrew Taggart i Alex Pall po raz pierwszy w świecie muzyki zaistnieli w 2014 roku za sprawą #selfie i chyba nie muszę pisać, jak złym kawałkiem to #selfie było. W ciągu dwóch lat wyprodukowali dwie ep-ki i masę singli, ale w tym roku stwierdzili, że zaczną też śpiewać. Tak powstało Closer — ich pierwszy hit, który na notowaniu billboardu znalazł się na pierwszym miejscu. I będąc szczery… zastanawiam się, jakim cudem. Zacznijmy od wokalu. Jest zły, bardzo. Spójrzmy prawdzie w oczy: Taggart nie potrafi śpiewać i nie ratuje go tu nawet Halsey, z którą został nagrany ten numer – chociaż robiła, co mogła. Wyszukajcie sobie występu z VMA 2016 i zrozumiecie, o co mi chodzi. Podkład, pomimo tego, że stara się budować napięcie, nie spełnia swojego zadania. Mogę za to pochwalić drop w bridge’u. To im wyszło.

2016 był dziwnym okresem. Popularne stały się piosenki powtarzalne, oparte na jednym słowie bądź wyrażeniu. Work Rihanny, Work From Home Fifth Harmony czy This Is What You Came For Calvina Harrisa, gdzie wokalu również udzieliła Rihanna. Wokalnie nie mam nic do zarzucenia WFH. Dziewczyny świetnie sobie radzą, ale ten beat i odgłosy ciężkiego oddychania w tle są przerażające. Nie wspomnę już o rekursywnym refrenie, który jednak nie jest aż tak irytujący, jak w przypadku TIWYCF. Cały utwór trwa prawie cztery minuty. Fraza „you-ooh” pojawią się w nim czterdzieści dwa razy i trwa ponad jedną trzecią utworu. A moi znajomy uważali, że Perfect Illusion jest wtórne! Mam też pytanie. Czy piosenki nie są zazwyczaj budowane tak, by ich rytm i wokal szedł coraz wyżej? Nie w tym przypadku.

Disney na przestrzeni lat wypromował wiele gwiazd, większych bądź mniejszych. Christina Aguilera, Justin Timberlake (który miał się pojawić na tej liście, ale gdybym jeszcze raz usłyszał Can’t Stop This Feeling, to jedynym uczuciem, którego bym nie powstrzymał, byłoby cierpienie), Miley Cyrus, Demi Lovato czy Selena Gomez, na której się zatrzymajmy. Nie posiada ona najpotężniejszego głosu w show-biznesie. Nie powstrzymało jej to jednak w nagraniu kilku naprawdę dobrych kawałków, w których jej wokal sprawdza się bardzo dobrze: The Heart Wants What It Wants, Kill Em With Kindness czy Same Old Love są znośne. Nie można tego powiedzieć o Hands To Myself. Całość nagrana w pseudoerotycznym stylu, z równie niedziałającym tu kuszącym, niskim głosem Seleny, nie jest ścieżką, którą wokalistka powinna podążać w swojej karierze. Nie obraziłbym się na większą ilość materiału w stylu The Heart Wants What It Wants właśnie.

Oto moja lista najgorszych piosenek 2016 roku. Jeżeli któryś z wymienionych przeze mnie utworów się wam podoba, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście dalej go słuchali. Jakie waszym zdaniem piosenki były najgorsze? Czekam na wasze komentarze, a sam zabieram się od razu do listy najlepszych kawałków z nadzieją, że 2017 będzie lepszy.

16 uwag do wpisu “Najgorsze „hity” 2016 roku

  1. Lukas Graham – 7 Years. Słodki Jezu, jakie to było słabe. nic ciekawego w warstwie lirycznej, jeszcze gorzej w warstwie muzycznej. ckliwe, sentymentalne, okropne. możemy anulować istnienie tej piosenki?

    Polubione przez 1 osoba

  2. Cześć, nie do końca zgadzam się z oceną, tak jak już ktoś wspomniał w komentarzu, każdego dnia powstaje tyle utworów, że nie ma sensu już robić takich zestawień. Nie ma szansy przesłuchać wszystkich. I na przyszłość, polecam podejść profesjonalnie do tematu, jeśli mówimy o zestawieniu 2016 to po co zawierać utwory które zostały wydane w wakacje 2015 a może i wcześniej (Kiiara). Pozdrowienia

    Polubienie

    1. Do tematu podszedłem profesjonalnie. Pod uwagę brałem utwory, które pojawiły się na notowaniu billboardu w przeciągu tego roku. Niektóre piosenki, a i owszem zostały wydane w 2015, ale swoją popularność zdobyły dopiero w 2016. Co do sensu takich zestawień: idąc tym tokiem myślenia, nie ma też sensu robić list najgorszych filmów, gier etc., a takie listy pojawiają się jednak od dawien dawna. Pozdrawiam 🙂

      Polubienie

  3. Zmusiłeś mnie do przesłuchania kilku piosenek, których wolałabym nie słyszeć, całkowicie się z tobą zgadzam, są mega słabe. Najbardziej irytującym, według mnie, utworem było NO. Cały artykuł jak zwykle ciekawy, mimo że tym razem nie dotyka on dobrej muzyki.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Wśród tak dużej ilości muzyki wydawanej każdego roku, zawsze znajdą się lepsze i gorsze kawałki. Z drugiej strony warto pamiętać, że to co nam wydaje się beznadziejne, dla innych może być hitem. Dużo zależy również od tego, do czego i w jakich okolicznościach danej muzyki słuchamy, bo na odprężenie po ciężkim dniu Rihanna wcale nie jest taka zła 😉

    Polubienie

  5. Z większością się zgadzam. Poza Closer, które stało się moją ulubioną piosenką tego roku. Choć muszę przyznać, że męskiemu głosowi dużo brakuje, szczególnie na żywo!

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.