Mamy 2018. Czym więc lepiej zacząć nowy rok jak nie podsumowaniem poprzedniego? O 2017 można mówić dużo, ale zdecydowanie był to lepszy okres w porównaniu do 2016 przykładowo. I to pomimo tego, że większość muzyki popularnej w ostatnich 365 dniach była pozbawiona jakiekolwiek wyrazu. Tak, zdarzały się wyjątki, o których porozmawiamy następnym razem, ale dziś zajmiemy się tymi najgorszymi „hitami” 2017. Żeby dany utwór znalazł się w tym zestawieniu, musiał pojawić się na notowaniu Billboard Hot 100 w top 40 w ubiegłych dwunastu miesiącach. Na wstępie przypominam: jest to tylko i wyłącznie moja opinia i jeżeli podoba Ci się któryś z wymienionych tutaj tytułów, nie zabraniam Ci tego. Nie przedłużając, zaczynajmy!

Muzyka ciągle ewoluuje, a nowe gatunki szybko przychodzą i równie szybko odchodzą. Pamiętacie dubstep? Ja na szczęście też nie i mam cichą nadzieję, że podobny los spotka trap rap. Może to ze mną jest jakiś większy problem i czegoś tu po prostu nie widzę.  Szczególnie, że są miejsca, w których Bodak Yellow Cardi B został nazwany najlepszym kawałkiem 2017 roku i będąc szczerym, nie rozumiem dlaczego. Beat jest strasznie generyczny i przy dłuższym słuchaniu staje się irytujący. Flow raperki też nie powala i wypada dość biednie. Jednak może być już tylko lepiej prawda…?

…Gucci gang, Gucci gang, Gucci gang… znacie już połowę tekstu „przeboju” Lil Pumpa. I o ile flow młodego rapera jest na podobnie niskim poziomie jak Cardi B, a powtarzalna, wręcz monotonna strona tekstowa woła o pomstę do nieba, tak jedno muszę przyznać. Podkład jest jedyną rzeczą, której da się słuchać w tej „produkcji”. Może zostawmy to jednak w 2017?

Zastanawiam się, czy następny numer w tym zestawieniu powstał tylko i wyłącznie dlatego, że Chris Martin usłyszał w radiu jakikolwiek „hit” Chainsmokers i stwierdził, że chce Something Just Like This. Lubię Coldplay, a wydana przez nich w zeszłym roku epka — Kaleidoscope miała w sobie dobre nagrania, ale to nie było jednym z nich. Drop w refrenie jest niewyrazisty, a całość brzmi identycznie jak poprzednie dokonania duetu producentów, tylko nudniejsze. Pozytywem jest fakt, że członkowie Chainsmokers nie użyczyli tu swojego wokalu. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło w Closer.

A skoro już jestem przy zespołach, które nawet lubię: Thunder Imagine Dragons to twardy orzech do zgryzienia. Instrumental jest nie tyle, co okropny, a wręcz niesłuchalny. Na domiar złego sposób śpiewania Dana Reynoldsa w tym akurat tracku jest dość uciążliwy, szczególnie w zwrotkach, a powtarzająca się wysokorejestrowa wstawka „thunder” bardzo szybko staje się irytująca. Od samej premiery nie mogę także przestać śpiewać do tego rytmu Send My Love (To Your New Lover) Adele, ponieważ obydwa single brzmią niezwykle podobnie, a dodałbym do tego jeszcze Royals Lorde. Pozostanę przy Demons.

Wstawianie Maroon 5 do moich topek stanie się chyba tradycją. Pod koniec 2017 roku grupa Adama Levine’a wydała nową płytę, którą reklamują piosenką What Lovers Do — duetem nagranym wraz ze znaną z moich przeglądów Szą. I może tytuł ten nie znalazłby się na liście najgorszych „hitów” poprzedniego roku, aczkolwiek nie mogę przejść obojętnie wobec marnowaniu potencjału Amerykanki, bo stać ją na wiele, wiele więcej, co pokazała w wypuszczonym przez siebie solowym materiale. Falsety wokalisty nie wyszły za dobrze i nawet szybko wchodząca w ucho melodia tu nie pomoże. A szkoda, bo sam chwaliłem w przeglądzie Wait z tego krążka.

Można powiedzieć, że jestem fanem większej części twórczości Taylor Swift. Swego czasu przesłuchałem wszystkie płyty artystki i na każdej znalazło się kilka perełek, które z chęcią dodałem do mojej playlisty na Spotify. Jej ostatni album — 1989 był czymś nowym w jej karierze i z ciekawością czekałem, czym teraz zaskoczy wszystkich Amerykanka. Czy było warto? Nie… oj nie. Look What You Made Me Do zawodzi pod każdym względem. Zacznijmy od tego, że nie ma tu właściwie żadnej melodii, a jak już taka się pojawia, to jest to oczywisty sample z I’m Too Sexy Right Said Fred. Większość to tylko zlepek niepasujących do siebie dźwięków budujących napięcie dla refrenu, który wypada koszmarnie. Tekst również jest na niskim poziomie i skupia się wyłącznie na tym, że wszyscy są przeciwko Taylor i to właśnie te osoby sprawiły, że jest tu, gdzie jest…, czyli zupełnie nic nowego.

Ale Look What You Made Me Do były tylko początkiem promowania Reputation — nowego albumu Swift. Drugi singiel — …Ready For It? wypada równie tragicznie. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, by Swift „rapowała” w zwrotkach, aczkolwiek powinien zostać za to zwolniony i to szybko. Refren też nie powala, chociaż i tak jest miłą odmianą po poprzedzającym go trapowym beacie. Jestem za tym, by artysta ewoluował i tworzył coś zupełnie innego w porównaniu do swojego poprzedniego dorobku, ale niech to będzie zmiana na lepsze. Zdecydowanie nie jestem na to gotowy i mam nadzieję, że „nowa Taylor” zostanie zabita tak szybko, jak „stara”, co jest prawdopodobne, patrząc na ostatnią piosenkę z reputacjiNew Year’s Day.

A skoro zająłem się już Taylor Swift i jej zdumiewającym powrót, czas na jeszcze jednego wykonawcę, który w 2017 wydał swoją nową płytę. Samo Divide Eda Sheerana recenzowałem już na blogu kilka dni po premierze, więc nie będę się nad tym przykładem zbyt długo rozpisywał. Minął już jednak prawie rok od premiery Shape Of You — pierwszego numeru, którym Brytyjczyk reklamował swoje nowe wydawnictwo, a ja nadal nie rozumiem, skąd bierze się uwielbienie dla tego nagrania. Podkład jest niesamowicie powtarzalny, typowy dla popowych produkcji. Można go było między innymi usłyszeć u Sii w jej wielkim hicie Cheap Thrills, który podobnie jak Shape Of You, był napisany dla Rihanny. Na dodatek cała wstawka „Girl, you know I want your love” to zrzynka z No Scrubs TLC, co po kilku miesiącach przyznał sam Sheeran. Na Divide są o wiele lepsze tracki, które zasługują na większą uwagę.

Na tym kończy się moja lista najgorszych „hitów” 2017 roku. Miało się tu jeszcze pojawić I Don’t Wanna Live Forever czy Despacito, ale ostatecznie uznałem, że nie mam na ich temat zbyt dużo do powiedzenia, poza tym, że nie są zbyt dobre. Chociaż po sylwestrze nie mam ochoty rozwodzić się na temat przeboju Luisa Fonsiego. Podzielcie się waszymi typami najsłabszych utworów ubiegłych dwunastu miesięcy, a ja zabieram się za te najlepsze!

6 uwag do wpisu “Najgorsze „hity” 2017 roku

  1. Widać, że wiesz o czym piszesz. W gruncie rzeczy też inaczej spojrzałam na kawałek „Shape of you” i mogę się z Tobą zgodzić. Trafne uwagi i duża wiedza muzyczna. Zaimponowałeś mi.
    Pozdrawiam

    Polubienie

  2. Z hitami to jest chyba tak, że to czas weryfikuje co tak naprawdę zostaje hitem. Poza tym z gustami sie nie dyskutuje, chociaż kiedyś ktoś mądry napisał, że to właśnie o gutach sie powinno dyskutować.
    Co do Twoich typów, to nie znam nic z list, więc chyba mogę powiedzieć, że to takie super hity właśnie:)) 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.