Dzisiejszy przegląd najlepszych utworów wydanych w przeciągu ostatnich siedmiu dni złapał drobny poślizg, aczkolwiek miałem ogromne problemy z jego pisaniem w weekend, a w poniedziałek, gdy już miałem go skończyć, nie mogłem się na nim skoncentrować. Jak się bowiem okazało, może uda mi się spełnić jedno z moich marzeń i zobaczę koncert Beyoncé na żywo i to w Polsce! Odłóżmy to jednak na chwilę na bok, bo jeszcze nigdzie nie pojechałem, i zajmijmy się zestawieniem. W nim dziś miszmasz gatunkowy: jest pop, jest indie i trochę mocniejszego grania. Dla każdego coś dobrego! Nie przedłużając, zaczynajmy.

Tego typu klimatyczne granie lubię najbardziej. W większości tylko akustyczna gitara oraz fenomenalny męski wokal i właśnie tym może się pochwalić JP Saxe w swoim kawałku — The Few Things. Tak, można tu usłyszeć również trochę rozbudowany podkład, aczkolwiek przeważają tu osamotnione dźwięki akustyczne, budujące cały nastrój. Dostaje do swojej playlisty!

Years & Years powracają z nowym singlem reklamującym ich drugie, nienazwane jeszcze wydawnictwo. Sanctify to przyjemne połączenie R&B z electropopem. Muszę przyznać, że moją uwagę przykuł tu wokal Olly’ego Aleksandera, ale i melodia zasługuje na  uznanie. Czekam na cały album, ponieważ będzie na co!

Mam nadzieję, że Sade nikomu nie trzeba podstawiać. Artystka powraca po siedmiu latach z nowym numerem nagranym specjalnie na potrzeby filmu — A Wrinkle in Time. Flower of the Universe to przepiękna ballada utrzymana na bardzo wysokim poziomie, którym mógłbym się spodziewać po piosenkarce. Wokalnie cudo! Tu polecam szczególnie wersję oryginalną, ponieważ wypuszczony wraz z nią remix traci całą magię pierwozworu, dodając niepotrzebne elementy beatu. W nim możemy usłyszeć jedynie samą Sade, gitarę oraz miejscami chórki. Perełka tego zestawienia!

Przesłuchując playlisty New Music Friday mam w zwyczaju nie czytać żadnych informacji i opinii na temat wokalistów i zespołów w nich umieszczanych. Dzięki takiemu zabiegowi podczas „wyłapywania” tracków do przeglądu mogę skupić się wyłącznie na muzyce, bez przypisywania sobie danej łatki do twórcy. To daje mi możliwość uniknięcia sytuacji, w której czułbym się „zmuszony”, by coś polubić i dodać, bo to twórczość kogoś popularnego. Dopiero przy samym pisaniu tego tekstu, który teraz czytacie, wyszukuję więcej informacji, które mogłyby być dla was interesujące. Skąd ten przydługi wstęp? A stąd, że jak się okazało, w skład zespołu Calpurnia wchodzi znany fanom Stranger Things — Finn Wolfhard. Nie miałem okazji oglądać serialu, więc było to dla mnie niemałe zaskoczenie, aczkolwiek dało mi to możliwość spojrzenia na City Boy pod innym, neutralnym kątem. Piosenka ta bowiem od razu wpadła mi w ucho. Nie jest to nic nadzwyczajnego, ale ma w sobie pewien potencjał i jak na pierwszy oficjalny utwór nie jest źle. Indierockowy instrumental został nagrany całkiem nieźle, a i wokal piętnastolatka wypada zaskakująco dobrze. Kto by się tego spodziewał? Zdecydowanie nie ja!

Niesamowicie do gustu przypadł mi głos Bretta Castro. Jego falsety w Much About Sadness nie są irytujące, jak to często bywa, gdy mężczyźni próbują wejść w tak wysokie rejestry, i świetnie komponują się ze stworzonym tu podkładem. Kapitalne połączenie popu z soulem oraz prawdziwych instrumentów z tymi wygenerowanymi w postprodukcji. Jestem na tak!

Moose Blood zapraszają was dziś w podróż do początku dwudziestego pierwszego wieku, ponieważ Can We Stay Like This promujące wydany w piątek album — I Don’t Think I Can Do This Anymore brzmi jak żywcem wyrwany z okresu 2001-2004 właśnie. To już drugi kawałek z tej płyty, który stawia mocny nacisk na throwback, więc mogę tylko założyć, ponieważ całe LP jeszcze przede mną, że całość będzie utrzymana w podobnym stylu, aczkolwiek samo nagranie broni się jako samoistny utwór, co się chwali! Melodia i strona wokalna jest adekwatna, aż chce się tego słuchać!

W zeszły piątek swoją premierę miał również debiutancki krążek Teenage Wrist — Chrome Neon Jesus, który reklamowany był w New Music Friday numerem Waitress. Osobom, którym wcześniejsze opisywane przeze mnie dokonania zespołu przypadły już do gustu, od razu powinni sięgnąć nie tylko po ów tytuł, ale i po całe wydawnictwo. Niesamowite, mocne riffy gitarowe (w tym solówka!), perkusja, świetny rockowy wokal… czego chcieć więcej?

Swój drugi singiel z nadchodzącego LP — 7 wypuścili Beach House. O duo pisałem już przy okazji premiery ich poprzedniego dokonania — Lemon Glow i swoje zdanie podtrzymuję, ponieważ Dive to fantastyczne połączenie dream popu z drobną psychodelią, a nawet dance. Stworzony tu podkład, który wraz z trwaniem całości się tylko rozkręca, jest wystrzałowy i świetnie kontrastuje z damskim wokalem utrzymanym bardziej w wolniejszym stylu. Po raz kolejny całość się po prostu kończy. Nic na to nie wskazuje, wszystko po prostu się urywa. Chcę więcej!

Episode — Spazza Cardigana to przykład bardzo przyjemnego electropopu zrobionego dobrze. W przemyśle muzycznym co jakiś raz dostajemy koszmarki spod tego gatunku (Chainsmokers), więc miło dla odmiany usłyszeć coś dobrego! Odrobinę funkowy beat szybko wpada w ucho i muszę przyznać, że w moim przypadku siedzi w nim od piątku…mamy wtorek. Również głos Amerykanina zasługuje tu na uwagę! Jeżeli spodobała wam się ta propozycja, polecam zapoznać się z pierwszym albumem piosenkarza, bo i na nim znajdziecie kilka perełek!

I na tym zakończymy dzisiejszy przegląd. Mam nadzieję, że znaleźliście w nim coś, co przypadło wam do gustu. Moimi faworytami zeszłego New Music Friday są zdecydowanie: Sade, Spazz Cardigan, Beach House oraz PTX. A waszymi? Czekam na wasze komentarze!

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.