Przyjrzeliśmy się już najgorszym „hitom” 2017 roku. Najwyższy więc czas zająć się tą lepszą stroną przemysłu muzycznego, którą z ręką na sercu mogę polecić każdemu. Zasady są takie same. Żeby dany utwór znalazł się w tym zestawieniu, musiał pojawić się na notowaniu Billboard Hot 100 w top 40 oraz na Billboard Year-End List. Na wstępie przypominam: jest to tylko i wyłącznie moja opinia i jeżeli nie podoba Ci się któryś z wymienionych tutaj tytułów, nie zabraniam Ci tego, a w komentarzach chętnie usłyszę Twoją opinię! Nie przedłużając, zaczynajmy!

W poprzednim zestawieniu tych słabszych przebojów wspominałem o dziewczynach z Fifth Harmony. Stwierdzenie, że Work From Home niezbyt przypadło mi do gustu, byłoby niedopowiedzeniem roku. Mimo to końcówka 2017 należała do Camily Cabello — byłej członkini ów girlsbandu. Do Kuby może i mi nie po drodze, ale Havana trafiła wprost w moje serce. Jest coś w użytej tu melodii oraz samym tekście i wokalu młodej Kubanki, co sprawia, że nie mogę przestać tego słuchać. I tak wiem, że „Havana Oh Na-Na” nie jest niczym odkrywczym, ale to działa. I wychodzi na to, że nie tylko ja tak uważam, ponieważ pierwszy singiel z debiutanckiego albumu wokalistki wreszcie trafi na #1 notowania Billboard Hot 100. Czy zasłużenie? Jak najbardziej, szczególnie że walczyła o nie w top 3 od 18 listopada!

Czytaj także: Najgorsze „hity” 2016 roku

We wpisie o najgorszych „hitach” zeszłego roku wspomniałem, że na Divide Eda Sheerana można było znaleźć o wiele lepsze kawałki, które zasługują na większą uwagę niż Shape Of You. Taką produkcją jest wypuszczone razem z tym tytułem Castle On The Hill. Prosty instrumental oparty głównie na typowym dla Brytyjczyka riffie gitarowym wybrzmiewa tu w porównaniu z innymi nagraniami z trzeciej płyty piosenkarza najlepiej.  Zdecydowanie wolę Sheerana w takim pop-rockowym wydaniu, chociaż muszę przyznać, że dance-popowe wcielenie zaprezentowane w Shape Of You czasami mu wychodzi. Utrzymane w podobnym stylu Sing było kapitalne, ale za ten hit odpowiada w większości Pharrell Williams.

Nie jestem największym znawcą rapu. Z tego też powodu zazwyczaj po prostu staram się unikać tego typu tematy na blogu, bo nie miałbym w nich zbyt dużo do powiedzenia. Pomimo tego zdaję sobie sprawę z tego, czy coś jest dobre, czy wręcz przeciwnie. Stąd też w zestawieniu najgorszych numerów pojawili się Cardi B oraz Lil Pump, a teraz mogę zająć się DNA. Kendricka Lamara szanuję jako twórcę już od jakiegoś czasu, chociaż, o czym często wspominałem na blogu, niektóre kolaboracje mógłby sobie po prostu darować. Ma konkretne flow, co jest słyszalne w DNA. właśnie i świetnie odnajduje się w danym beacie. Ten użyty w drugim tracku na DAMN — nowym wydawnictwie rapera, jest obłędny. I pomyśleć, że Pitchfork umieścił to na drugim miejscu zaraz pod Bodak Yellow.

Camila Cabello pokazała mi Havanę, a w tym samym czasie Dua Lipa zobrazowała mi trzy główne zasady, które wszyscy powinni poznać. New Rules wprowadziło do przemysłu muzycznego coś świeżego. Głos dwudziestodwulatki wypada tu fenomenalnie. Co warto zauważyć, jej wokal nie jest zasługą obróbki dźwiękowej — Brytyjka brzmi fantastycznie również podczas występów na żywo oraz w wykonaniach akustycznych! Podkład szybko wpada w ucho i prędko się od niego nie uwolnicie. Jeżeli jeszcze jakimś cudem nie słyszeliście New Rules, to musicie to nadrobić, tym bardziej że kompozycja ta jest coraz popularniejsza, dlatego nagiąłem odrobinę dla niej zasady.

Po Brunie Marsie widać, że muzyka jest całym jego życiem i czymś, co przynosi mu wielką radość. Uwidacznia się to na wszelakich występach, gdzie aż kipi z niego entuzjazm i pozytywna energia. Nie bez powodu nazywają go nowym Michaelem Jacksonem, z czym muszę się zgodzić. I może nie byłem od razu wielkim fanem wydanego w 2016 roku 24k Magic, ale z czasem przekonałem się do większości z dziewięciu utworów nagranych na tym wydawnictwie. Zdecydowanie pomogły w tym takie hity jak Versace On The Floor czy That’s What I Like. Temu drugiemu udało się nawet podbić szczyt notowania Billboard Hot 100 oraz zdobyć miejsce w top 3 najlepszych tytułów tego zestawienia 2017 roku i wcale się temu nie dziwię. Nieziemski głos Amerykanina w produkcjach R&B sprawdza się znakomicie i nie inaczej jest tym razem. Polecam przyjrzeć się wykonom That’s What I Like na żywo, czysta perfekcja! Dodawanie Marsa do moich wpisów podsumowujących dany rok może stać się tradycją, zważywszy, że „nowość” artysty — remix Finesse jest już pewnikiem na tej liście w 2019, a mamy dopiero styczeń!

Katy Perry. Wokalistka wypuściła w 2017 roku swój nowy album — Witness. W dniu jego premiery stwierdziłem, że jest to najgorsze wydawnictwo, jakie zostało wydane do tej pory. Z czasem mojej zdanie odrobinę się zmieniło i tytuł ten przejęła Reputacja Taylor Swift, ale walka o niego była dość wyrównana. Tak, na czwartej płycie Amerykanki nie znajdziecie zbyt dużo dobrych rzeczy. Większość oficjalnych singli wybranych przez artystkę nie pojawiała się nawet zbyt wysoko lub wcale na notowaniu Billboardu. Większość, poza jednym. Chained To The Rhythm zapowiadało coś, czego ostatecznie nie dostaliśmy — fantastyczny krążek. Kapitalna melodia, przemyślany tekst, z którego odrobinę wychodzi hipokryzja Perry, ale można jej to wybaczyć, oraz poprawny wokal. Gdyby tak całe Witness było w takim stylu.

 W zestawieniu najgorszych „hitów” z 2016 wspominałem o Treat You Better Shawna Mendesa. Jak miłą odmianą jest jego nowy numer — There’s Nothing Holdin’ Me Back! Zdecydowanie jest to najlepsza piosenka w dyskografii młodego Kanadyjczyka. Porównując go do całego zeszłego roku, był to najbardziej upbeatowy materiał wypuszczone w 2017! Radosny tytuł nie od razu jednak przypadł mi do gustu. Z czasem moje zdanie na jego temat się zmieniało i wcale nie miały z tym nic wspólnego liczne występu wokalisty na różnych galach. Już w grudniu 2016 pisałem, że Mendes ma potencjał i widać, a raczej słychać, że wreszcie wykorzystuje go w dobry sposób!

Portugal. The Man są na rynku muzycznym od 2004 roku. Przez trzynaście lat swojej działalności zdążyli wypuścić aż siedem albumów, które przeszły bez większego echa w przemyśle. Dopiero ich ostatnie wydawnictwo — Woodstock, wydane 16 czerwca przyniosło zespołowi ich największy hit do tej pory — Feel It Still. Czy zasłużenie? Jak najbardziej! Dawno nie dostaliśmy tak zabawnego utworu, którego słuchałoby się z samą przyjemnością. Instrumental jest genialny i tak, drobną zasługę ma tu użycie przez członków grupy melodii z pierwszego przeboju The Marvelettes z 1961 roku — Please Mr. Postman. Wszystko załatwione legalnie, za zgodą oryginalnych twórców, więc nic, tylko szanować tego typu inicjatywę (patrzę na Ciebie Ed). Beat szybko wpada w ucho, przez co od razu zaczniecie się do niego ruszać. Muszę przyznać, że o wiele lepiej słuchało mi się tego w porównaniu do największych tytułów Imagine Dragons z ich najnowszego krążka. Portugal. The Man życzę kolejnych wielkich hitów!

Po powrocie Keshy nie spodziewałem się zupełnie niczego. Wokalistka musiała przerwać swoją karierę przez ciągnący się za nią proces w sprawie Dr. Luke’a, z którym nie chciała współpracować, po tym, co jej zrobił. Jej oczekiwany powrót — Praying okazał się czymś niesamowitym, o czym w okolicach premiery pisałem dosłownie wszędzie: w przeglądzie czy na Instagramie. Artystka pokazała, jaka siła w niej drzemie. Potężny wokal w przepełnionym emocjami numerze, które wręcz się z niego wylewają. Rozliczenie z oprawcą, które zwiastuje nowy początek. Nie da się przejść obojętnie wobec tego obojętnie.

Na koniec drugie zaskoczenie poprzedniego roku. Nigdy nie byłem wielkim fanem One Direction, co wielokrotnie powtarzam przy każdej możliwej okazji, gdy któryś z członków tego boysbandu wypuści jakiś konkretny singiel. No właśnie, dobry materiał. Nigdy nie pomyślałbym, że Harry Styles wypuści taką petardę jak Sign Of The Times. Nie będę się zbytnio powtarzał na temat tego tracku, ponieważ swoją opinią o nim podzieliłem się już z wami przy okazji przeglądu oraz recenzji samej debiutanckiej płyty Brytyjczyka. Dziewięć miesięcy po premierze mogę jedynie dodać, że jest to nadal kawał solidnego grania tak jak i cały album.

Czytaj także: Harry Styles — Harry Styles.

Pisząc ten tekst, zorientowałem się, że nie mogę w nim wspomnieć o wielu kawałkach, które zasługują na osobną uwagę. Będę więc musiał przygotować jeszcze jedno podsumowanie 2017 roku, tym razem z naciskiem na moje ulubione produkcje z tego okresu, które może i nie wybiły się w popularności na Billboard Hot 100, ale chętnie do nich wracam. Ale to już innym razem! Mam nadzieję, że znaliście umówione przeze mnie dzisiaj piosenki. Jeżeli nie, musicie to nadrobić! Widzimy się w niedzielę na kolejnym przeglądzie singli.

 

4 uwagi do wpisu “Najlepsze hity 2017 roku

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.